poniedziałek, 2 grudnia 2013

#1

*Julie*
 Życie... Takie zawrotne. Takie nieuchwytne. Kiedy myślisz, że już poznałeś jego smak, okazuje się, iż tak naprawdę nie zdążyłeś mu się dobrze przypatrzeć. Czy ja zdążyłam go skosztować? Ależ skąd, ja dopiero uczę się je widzieć.

Juliette. Choć wolę, gdy mówią mi Julie, bo tamte imię brzmi zbyt wyniośle a ja taka nie jestem. Zatem jak mogłabym siebie opisać? Cicha dziewczyna, która zaczęła żyć, gdy była już prawie na łożu śmierci. Wtedy przekroczyła próg do rzeczywistości. Poznała drugą stronę lustra.

"Mam dla Państwa przykrą wiadomość.." wszystko zaczęło się od jednego zdania wypowiedzianego przez Mr. Clarkson, naszego rodzinnego lekarza. Wtedy spokój moich rodziców został zmącony, gdy dowiedzieli się, że ich jedyna, wówczas trzynastoletnia córka, ma wnikliwą wadę serca. Rozpoczęła się masa wizyt w różnych klinikach, gdzie wciąż padało to samo stwierdzenie. "Nie dajemy jej za wielkich szans".

Jednak spróbuj wmówić dorosłemu, że wkrótce może stracić swe dziecko. Nie ma szans. Zrobi on wtedy wszystko, by zatrzymać je przy sobie. Choćby miał wznieść nad nim klosz. Ja w takim egzystowałam. Znaczy się w pewnym sensie. Kiedy moi znajomi, których z czasem było coraz mniej, umawiali się na imprezy, wygłupy, czy choćby wagary, ja siedziałam w swoim małym pokoiku i trzymając w dłoniach podręczniki pogrążałam się w myślach. Zawsze oczywiście mogłam liczyć na towarzystwo matki, czy ojca, opowiadających mi najróżniejsze historie z zewnątrz. Lecz słuchanie perypetii a przeżycie tego we własny sposób, to zupełnie co innego. Miałam dość trwania w bajce, jaką mi kreowano. Chciałam choć przez chwilę zerknąć na słońce własnymi oczami, a nie przez szklaną, zaklejoną kurzem szybę. Zrobiłam najgłupszą rzecz, jaką mogłam. Uciekłam.

Po kolejnej sprzeczce o tym, że zamiast narzekać, powinnam się cieszyć z tego, co mam. Tylko, że ja jakoś nie widziałam powodu do radości. Wyszłam, nie... to nie odpowiednie określenie... Wybiegłam z domu, trzaskając za sobą drzwiami. Aczkolwiek moje serce było słabsze praktycznie z minuty na minute. Nawet poranne wstawanie było dla mnie nie lada wyczynem. Nic zatem dziwnego, że mój "maraton" skończył się po 15 minutach atakiem serca. Poczułam silny ucisk w piersi, później zamknęłam oczy i straciłam kontakt ze światem.

Ocknęłam się w białym pokoju. Usłyszałam rozmowę rodziców dochodzącą z korytarza. Postanowiłam się do nich udać. Z lekkością podniosłam się z łóżka, co było dla mnie bynajmniej dziwne. Z czasem zrozumiałam o co chodzi. Byłam jednostką niematerialną, samym umysłem. Czyżbym umarła? Nie. Przyrządy podłączone wokół mnie wskazywały, że choć słaba, wciąż tętni we mnie nić życia. Pozostawiając swe uśpione ciało ruszyłam w stronę rozmówców.

- Juliette, nie moja córeczka... - szeptała łamiącym się głosem matka.
- Jeśli nie znajdziemy szybko dawcy, Państwa córka może nie dożyć weekendu.

Słuchałam diagnozy lekarza, ale jakbym jej w ogóle nie słyszała. Czyli to już koniec? Tu moja droga się kończy? Tylu smaków chciałam jeszcze skosztować, tyle rzeczy wypróbować. Tyle chciałam jeszcze poznać, się nauczyć. A tymczasem nie dane nawet mi będzie odszukać miłości...

- Denerwujesz się? - usłyszałam czyjś cichutki głos za plecami.

Obróciłam się i ujrzałam młodą, mniej więcej w moim wieku dziewczynę o bladej cerze i kruczoczarnych włosach. Siedziała na ławce i poklepywała przyjaźnie miejsce obok, bym się przysiadła.

- Czym mam się denerwować? - zapytałam niepewnie, zszokowana tym, że ktoś mnie widzi.
- Przejściem. - odparła cicho. - Domyślam się, że też na nie czekasz.
- O czym właściwie mówisz?
- Spójrz. - zaśmiała się uroczo, wskazując na ratowników, którzy wywozili na łóżku kogoś szczelnie przykrytym prześcieradłem. - Przyjrzyj się dłoni. - dodała.

Spod nakrycia wystawała drobniutka dłoń, na której palcu widniał mały, złoty pierścionek z błękitnym oczkiem. Nieznajoma uniosła i swoją rękę, wskazując na spoczywającą na niej identyczną biżuterię. Teraz wszystko było jasne. Widziała mnie bo sama była już na łożu śmierci.

- Czyli Ty.. - jęknęłam coraz bardziej przerażona. Czy mnie czekało to samo?
- Emelie. Tak mam na imię. - odrzekła ciepło. - Na mnie już pora. Ale Ty... - rzekła wskazując na moje łóżko, przewożone na drugi koniec korytarza.

~Gdzie oni mnie biorą?~

- Ty masz jeszcze szansę. - dokończyła swą myśl, którą ledwie zdążyłam dosłyszeć, gdyż zajęta byłam odprowadzaniem wzrokiem swego ciała. - Myślę, że już niedługo się spotkamy.

Jej ostatnie słowa sprawiły, iż odwróciłam się energicznie w stronę Emelie. Jednak jej już nie było. Tymczasem ja robiłam się coraz bardziej senna. Nie miałam nawet siły, by poruszyć powiekami. Przebudziłam się w tym samym pokoju. Nad sobą ujrzałam zapłakane, choć szczęśliwe twarze rodziców.

- Witaj z powrotem kochanie.. -zdołał wydusić z siebie mój ojciec.

Czyli ja wciąż żyję? Odczuwam ból w klatce i szumienie w głowie, więc musi coś w tym być. Co w takim razie z Emelie? Czy ja ją kiedykolwiek spotkałam? Wkrótce miałam poznać odpowiedź...

*Niall*
Leżę w półciemnym pokoju i wpatruję się w sufit. Ignoruję burczenie w brzuchu i natarczywe bębnienie komórki.  Jestem tutaj, gdzie wszystko się zaczęło. To w tym domu po raz pierwszy pochwyciłem Twą dłoń. To tutaj poczułem pierwszy smak Twych ust. I gorycz Twoich łez, gdy kłóciliśmy się o bzdury. Chciałbym jeszcze raz dotknąć Twej miękkiej skóry. Jeszcze raz być zruganym przez Ciebie za to, że wróciłem zbyt późno z męskiego wieczoru. Wyśmianym przez to, jaki marny ze mnie kucharz, choć jestem amatorem jedzenia.

Jednak nigdy nie ujrzę Twych szalenie zielonych oczu. Nie poczuję woni Twych słodkich perfum. Nie ujrzę Twych hebanowych włosów. Ani nie usłyszę śmiechu. Bo los mi Ciebie odebrał. A może to sam pozwoliłem Ci odejść? Gdybym tylko mógł cofnąć czas...

Telefon nie daje za wygraną. Chcąc nie chcąc sięgam po aparat i wciskam zieloną słuchawkę.

- No nareszcie... - odezwał się rozgoryczony głos.
- Witaj Greg. - odparłem obojętnie.
- Niall.. Co się z Tobą dzieje? Dlaczego tak nagle zniknąłeś? Mogłeś choć dać znać, gdzie jesteś... - mruknął surowo. 

Cały Greg. Próbuje zgrywać twardego starszego brata, ale ja rozpoznaję, kiedy ma zatroskany głos.

- Nic mi nie jest. Mam gdzie spać i co jeść. Nie potrzebuję opieki. - burknąłem pod nosem.
- Może jednak zechciałbyś przyjechać... Nie mówię, że do rodziców, do mnie. Wyszlibyśmy do baru. Wiesz taki braterski wypad.
- Dzięki, ale wolę zostać tu, gdzie jestem. - odparłem coraz bardziej zmęczony tą rozmową.
- Niall, chłopie to już prawie rok. Nie możesz reszty życia spędzić w żałobie. Musisz coś zmienić. Musisz sam się zmienić.
- Do widzenia Greg. Pozdrów Theo. - westchnąłem, po czym rzuciłem telefon na fotel.

Sam zatopiłem się w puszystej pościeli. Zdawała się wciąż pachnieć jej wonią.. 

~Mylisz się, Greg. Zmieniłem się. Wcześniej pogrążała mnie rozpacz, teraz czuję zobojętnienie i pustkę. I to nie prawie rok. To ledwie pięć miesięcy...~

Pomyślałem i zamknąłem oczy. Teraz to sen jest moim przyjacielem. Tak bardzo chciałbym zasnąć i już się nie budzić..
*Julie*
Najszczęśliwszy dzień mojego życia. Wyjście ze szpitala. Oczywiście wciąż byłam pod stałą kontrolą lekarzy i rodzicieli, jednak odczuwałam większą swobodę. Bo miałam nowe serce. Zdrowe serce. Już nie musiałam uważać na każdy krok, mogłam zacząć oddychać pełną piersią swej egzystencji.

 Życie.... Takie skomplikowane. Takie niezrozumiałe. A jednak w pewien sposób poukładane. Ktoś umiera, by ktoś mógł żyć. Przeżyłam dzięki temu, że ktoś został pośmiertnym dawcą. Zyskałam organ tej osoby. A z czasem przekonałam się, że coś znacznie więcej...

"Myślę, że już niedługo się spotkamy."

_____________________________________________

Oto i pierwszy rozdział ;D wiem, że trochę pogmatwany i nie za długi ale nie dają mi w spokoju pisać -.- Mam nadzieję, że mimo to się spodoba i pozostawicie po sobie jakieś komentarze.

Love,
@AnnaAbob93

8 komentarzy:

  1. Cudnie się zapowiada :*
    @Natalie14798

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezus Jezus Jezus
    Zajebiscie piszesz normalnie bułeczko noo :)
    Twoje ff zawsze są takie nie do opisania
    Prolog cudny i 1 rozdział jeszcze
    Pozdrawiam @bielejewska xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahahah nope...

    Nie wierze serio... W to co widze... Czy ty naprawde to napisałaś? Naprawde jesteś taka dobra, czy ja tylko śnię? ;-; jezu koieto twój talent trcvtyvttc *-* czekam na twoją książkę w przyszłości lol

    Ten rozdział jest niesamowity jesuniu z niecierpliwością czekam na 2! <3 kocham cię xx

    Twój na zawsze, kochany nandosik :)

    OdpowiedzUsuń
  4. BOŻE!!! UMARŁAM!!! Kobieto Twój talent jest nie do opisania!!! Ja wiedziałam po "Uwierz w ducha" że jesteś genialna ale to? To przekracza jakiekolwiek granice bycia wspaniałą JESTEŚ CUDOWNA!! Nie mogę się doczekać na kolejny rozdział!! <3 KOCHAM CIĘ BARDZO MOCNO! <3

    Twoja @Baska69 xx

    OdpowiedzUsuń
  5. omomomoomm ;) jest świetny ;D zapowiada się całkiem niesamowicie <3 powodzenie

    OdpowiedzUsuń
  6. ZAKOCHAŁAM SIĘĘĘĘĘĘ i już rozgryzłam zagadkę i dalszą aklcję/fabułe

    huehueheheuheuheuehueuheu

    nie będę tego komentować tak jak twoje pierwsze opowiadanie (choć wiem że uwielbiasz moje komentarze XD :D) jednak powstrzymam się ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. To jest świetne. Na prawdę masz talent. Podoba mi się i na pewno będę czytać wszystkie rozdziały, na które zresztą czekam z niecierpliwością.

    Trochę się już domyślam co może być dalej :> Hehe, czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Ojeju, dopiero pierwszy rozdział a już się uzależniłam ;-; biedna Emelie. Biedna Julie. Biedny Niall.
    Podejrzewam, że ta trójka jest ściśle ze sobą powiązana :)
    @Irydda
    http://through-the-dark-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń