*Niall*
Ślisko, mokro, ciemno. Cisza, płacz i znów cicho. Emelie. Emelie...
-Emelie! - wrzasnąłem, podrywając się energicznie z poduszki.
Więc to był sen. Kolejny sen, który rozrywał mnie od środka. Ile razy mi się to wszystko jeszcze przyśni, nim do reszty zwariuję? Tyle, że znów mogłem ją zobaczyć... Ale wolałbym pamiętać jej słodki uśmiech, niż to...
~Dobra Horan, weź się w garść.~
Usiadłem na krawędzi łóżka i wpatrywałem się, jak słońce wysuwa się leniwie zza wzgórza. Cóż, kolejny świt żywych trupów...
*Julie*
- Julie pośpiesz się! - usłyszałam matczyne wołanie, dochodzące z dołu.
- Już idę!
Poprawiłam kucyka i ruszyłam w stronę szafy po coś na przebranie. Wybrałam luźniejszy sweterek i jasne jeansy, które rzuciłam na fotel. Gdy przebierałam spodnie, przysiadłam na chwilę w zamyśleniu.
- Julie, nie ociągaj się. Spóźnimy się. - wtrąciła matka, która nie wiadomo kiedy, znalazła się w moim pokoju.
"Gdy w pełni odzyskasz siły, będziesz musiała mi pomóc."
- Przecież już czuję się dobrze. Więc o co chodzi? - spytałam z lekkim grymasem na twarzy.
Od przeszczepu minęło tyle czasu, nowe serce się przyjęło a ja z dnia na dzień staję się silniejsza. Mimo to w oczach najbliższych wciąż jestem słabą i bezbronną kruszyną.
- O czym Ty mówisz? - rodzicielka rzekła, zerkając na mnie zdziwiona.
- No... chciałaś bym Ci w czymś pomogła...
- Julie, nic takiego nie mówiłam.
- Ale... - teraz to ja wybałuszyłam oczy. Przecież sobie tego nie ubzdurałam. Raczej...
- Wszystko w porządku skarbie? - mruknęła, spoglądając na mnie zatroskana.
- Tak. Chodźmy już, bo się naprawdę spóźnimy. - odparłam obojętnie.
Starałam się więcej o tym nie myśleć. Dziś ostatnia wizyta kontrolna, wreszcie uwolnię się od tych cholernych badań i szprycowania świństwem (nie licząc jednych tabletek, zapobiegających odrzuceniu przeszczepu). Mam zatem ogromny powód do radości.
Kiedy wyszłyśmy wreszcie przed dom zatrzymałam się i skierowałam swe oczy, ku żarzącemu się słońcu. Rozpierała mnie radość, że w końcu mogę na nie spoglądać, nie kisząc się we własnym pokoju. Matka mnie poganiała swym marudzeniem - zapewne nie uśmiechało jej się to, że do szpitala wolę się przejść, niż jechać - ja natomiast ignorowałam jej zaczepki, ciesząc się z każdego postawionego przeze mnie kroku. Zupełnie niczym małe dziecko, które dopiero co nauczyło się chodzić.
*Niall*
Po kilkugodzinnym wpatrywaniu się w widok za oknem poczłapałem do łazienki. Zimny prysznic od razu zmył ze mnie resztki snu. Ale nie wspomnień. Ani poczucia winy. Sumienie jest dość ciekawą sprawą. Na co dzień nie daje o sobie znać, dopóki nie wydarzy się coś, za co Ty ponosisz odpowiedzialność. Wtedy to sumienie przeradza się w natrętnego gościa, którego nie sposób się pozbyć.
Po wynurzeniu się z kąpieli udałem się do kuchni. Chociaż wszystko jest mi obojętne, to czasem organizm sam zmusza mnie do pewnych rzeczy. Tak jak choćby jedzenie. Zerknąłem do lodówki, gdzie okazało się wiać pustką.
~Zakupy...~
Zakląłem pod nosem i ruszyłem po kluczyki od samochodu. Nie cierpię zjeżdżać do miasta. Nie cierpię kręcić się wokół ludzi. A już najbardziej nie znoszę jeździć. Sam się sobie dziwię, że wciąż mam w sobie na tyle siły, by siąść za kierownicą. Odpaliłem silnik, kilka razy sprawdziłem, czy aby na pewno zapiąłem pasy i powoli wyjechałem z posesji.
*Julie*
Jestem zdrowa! Wreszcie mogę się wydostać ze swojego więzienia, jakim dotychczas było życie. Wreszcie poznam to, co otaczało mnie dookoła a było mi kompletnie obcym. To trzeba uczcić.
- Małe szaleństwo po sklepach? - rzekłam podekscytowana.
- No nie wiem...
- Prr-ooo-szęę.. - mruknęłam słodko.
Mama zaczęła się śmiać i wreszcie przystała na moją prośbę.
- Jak wydasz za dużo, to sama się ojcu będziesz tłumaczyć. - dodała z przekąsem.
Zajrzałyśmy do pierwszego butiku, gdzie od razu rozpłynęłam się pomiędzy wieszakami. Jednak sądziłam, iż przebieranie w ubraniach sprawi mi więcej radości. A tymczasem nie czułam się najlepiej. Nie, nic mi nie dolegało. Ale odczuwałam pewien dziwny niepokój i jednocześnie tęsknotę. Tylko za kim?
"Julie.."
Usłyszałam cichy szept. Obróciłam się, jednak nikogo nie widziałam. Cóż, może to nie mnie wołano.
"Julie, musisz mu pomóc."
- Co jest do cholery? - burknęłam pod nosem.
Zaczęłam rozglądać się po sklepie, dostrzegając matkę na drugim końcu sali. Zatem czyj głos do mnie przemawiał?
"Pomóż mu. Za to, że ja pomogłam Tobie."
- O co Ci chodzi?? Odczep się! - warknęłam niekontrolowanie, na co dziewczyna stojąca obok mnie popatrzyła się nieswojo i poszła przeglądać inne rzeczy.
~Wychodzę przed ludźmi na wariatkę. Czy to wszystko dzieje się tylko w mojej głowie?~
Odłożyłam sukienkę, którą miałam w ręce i zaczęłam kroczyć w stronę wyjścia.
- Nie upatrzyłaś nic sobie?- spytała mama.
- Nie... - odrzekłam chłodno.
- Dobrze się czujesz?
- Tak.. - skłamałam bo sama nie byłam pewna tego, co się ze mną działo. - Możemy kupić jedynie coś na przekąskę i już wracać?
Najbliżej było do domu handlowego. Dosyć tłoczno i głośno, ale w sumie może i dobrze. Przynajmniej zagłuszy to moje skołatane myśli...
*Niall*
Odetchnąłem z ulgą, gdy wreszcie odszedłem od kasy. Robienie zakupów w handlówce nie było najlepszym pomysłem, im więcej ludzi, tym bardziej czułem się nieswojo. Miałem wrażenie, że wszyscy spoglądają na mnie z wrogością. Tak jakbym już dla całego świata był skazańcem.
Usiadłem na jednej z ławek, by choć na chwilę uspokoić oddech i rozluźnić spięte mięśnie. I wtedy pierwszy raz to poczułem. To znajome ciepło, które rozchodziło się po całym ciele z przyjemnym mrowieniem, by wreszcie skoncentrować się w moim sercu.
W taką rozkosz wprowadzało mnie tylko jedna bliskość. Tylko jedna osoba...
~To przecież niemożliwe, wiesz to.~
Poklepałem się po policzku i wyszedłem bocznym wyjściem. Dlatego tak nie lubię wracać do miasta. Zbyt wiele rzeczy do mnie wraca. Zbyt wiele mi o niej przypomina.
*Julie*
Krążyłyśmy po markecie, gdy nagle odczułam zimne dreszcze. Dłonie zaczęły mi się pocić a przed oczami pojawiać jakieś plamki. Myślałam, że zaraz zemdleję.
"On tu był. Tak blisko. Przeoczyłaś go."
-Wracajmy... Proszę. - rzekłam płaczliwym tonem.
- Skarbie, co z Tobą? - odparła przerażona matka.
- Błagam zadzwoń po tatę i wracajmy, jestem zmęczona.
Matka nie odrzekła już nic, tylko kazała mi usiąść na ławeczce i podała wodę, a tymczasem sama sięgnęła po telefon. Po 15 minutach widziałam kroczącego w naszym kierunku ojca, który bez słowa wziął mnie w ramiona i zaniósł do samochodu. Drogę powrotną przebyliśmy w milczeniu. W zasadzie czułam się już całkiem dobrze, nie licząc tego, iż czasem mój mózg wytwarzał mi niezrozumiały obraz trzymania kogoś za dłonie. Nie poznawałam ani rąk, które trzymałam ani moich własnych. Były niby moje, ale jakby obce.
Po dotarciu do domu, od razu udałam się do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Miałam ochotę krzyczeć, tak naprawdę nie znając przyczyny swej frustracji. Włączyłam jakąś ckliwą muzykę i gapiłam się tępo w sufit.
- Jak się czujesz? - szepnęła matka, wynurzająca swój nos zza drzwi.
- Już mi lepiej. - odparłam.
- Na pewno?
- Tak. - zerknęłam, posyłając delikatny uśmiech.
Mama odwzajemniła mój uśmiech i chciała już wychodzić, gdy poderwałam się i mruknęłam.
- Mamo...
- Słucham?
- Czy... Czy ja miałam kogoś bliskiego?
Rodzicielka zerkała przez chwilę na mnie w milczeniu. W jej wzroku widać było zakłopotanie.
- Chodzi mi o to, czy mogę kogoś nie pamiętać? Czy jest coś, co przeoczyłam? - dodałam, wypuszczając ciężkie westchnięcie z ust.
- Kochanie... - szepnęła, zbliżając się do mnie i siadając na brzegu łóżka. - Praktycznie cały czas spędzałaś w domu... Miałaś kilku znajomych, ale z czasem przestali przychodzić. - dodała smutno.
- Może to o nich chodzi? Mam wrażenie, że straciłam jakieś wspomnienia...
- Wiesz, masz za sobą naprawdę ciężki okres. Badania, rehabilitacja, zmiana leków. Być może to zwykłe przemęczenie. Ostatnią wizytę masz już za sobą. Prześpij się, wypocznij a zobaczysz, jutro będzie lepiej. - odparła, całując mnie w czoło. - Dobranoc Julie.
- Dobranoc.
Pewnie ma rację. Za wiele oczekuję na raz. Nie mogę łaknąć życia zbyt nachalnie, bo mogę się nim zachłysnąć. Muszę tak, jak małe dziecko, stawiać powoli kroki. Wychodzić pomału do ludzi. Wtedy spotkać kogoś, kto stanie się bratnią duszą. A może kimś jeszcze ważniejszym...
Żeglując między przemyśleniami odpłynęłam do krainy marzeń. Sen miał być moją ucieczką, a tak naprawdę zapędził mnie w kozi róg. To w nim pierwszy raz ujrzałam złocisty kosmyk i nieziemsko błękitne, choć wyjątkowo smutne oczy. Chłopak wyciągał do mnie rękę, szepcząc..
"Potrzebuję Cię.."
Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że wkrótce będę zerkać w te tęczówki częściej.
____________________________________
Witam w drugim rozdziale ;) Dziękuję wszystkim, którzy pozostawili komentarze pod poprzednią notką. To wiele dla mnie znaczy, że ktoś docenia moją pracę xx mam nadzieję, że z czasem będzie Was tu więcej, choćby z racji tego, iż wkrótce zakończę dobrze Wam znaną opowieść "Uwierz w ducha.".
Z góry przepraszam, że rozdział nie jest najlepszy, ale ostatnio nieco brakuje mi weny. Mimo to liczę, iż Wam się spodoba i zostawicie po sobie jakiś ślad.
Love,
@AnnaAbob93 Xx